Tragedia w drodze do Szwecji - śmierć w kraju obłudy.
W ubiegły weekend wyjechałam z Rodziną do Szwecji. Pod wieloma względami był to wyjazd pełen emocji i refleksji. Po drodze trudno było nie myśleć o strasznej tragedii, jaka miała miejsce na tym samym promie dosłownie dobę przed naszym wyjazdem. Kiedy płynęliśmy, mówiono jeszcze o „nieszczęśliwym wypadku”, bo kto chciałby uwierzyć, że przeżywająca dramat matka mogłaby zabić swoje niepełnosprawne dziecko i odebrać sobie życie. To się przecież nie mieści w głowie.
Kiedy następnego dnia po powrocie reprezentowaliśmy w sądzie inną matkę, która nie otrzymuje żadnych świadczeń na swoje niepełnosprawne dorosłe dziecko - tylko z tego powodu, że nie jest to jej biologiczne dziecko, a sądy uważają, że jest to „racjonalne i zgodne z zasadą równości i sprawiedliwości społecznej”, myślałam o tej kobiecie z promu, ale też o innych kobietach zajmujących się samotnie niepełnosprawnymi dziećmi, o naszej podróży do Szwecji i o wielkich różnicach pomiędzy naszym a tamtejszym społeczeństwem. Ktoś skomentował naszą sprawę, że mamy „obłudne państwo” i niestety zgadzam się z tym. Ale jest mi bardzo przykro to pisać, bo uważam więcej, nie tylko państwo mamy obłudne. Mamy też nieco obłudne społeczeń
W Szwecji spędziliśmy czas wśród rodzin z dziećmi, wszędzie było cicho, radośnie, spokojnie. Ani razu nie usłyszałam podniesionego głosu. A byliśmy znaczną część czasu w parku rozrywki, krainie Pippi. Wejdź u nas do wesołego miasteczka i posłuchaj. Nie minie 10 minut, gwarantuję, ktoś się będzie wydzierał. W najlepszym wypadku tylko kłócące się rodzeństwo. W najgorszym, będziesz po prostu świadkiem przemocy, zastanawiając się, czy ten klaps nadaje się do interwencji, czy jak inni udawać, że nie widzisz (ja akurat zawsze podchodzę i po prostu pytam, czy nie mogłabym jakoś pomóc).
Ale czy wiesz, że Szwecja, a właściwie cała Skandynawia, przeszła ogromnie trudną drogę, aby znaleźć się w tym miejscu, w którym jest dziś? Jeszcze w ubiegłym wieku alkoholizm i przemoc domowa, a nawet najcięższe przestępstwa wobec dzieci, zwłaszcza w ośrodkach wychowawczych i sierocińcach, molestowania i gwałty, były ogromnym problemem społecznym. Wprowadzono jednak politykę ochrony dzieci, niezwykle skutecznie działające urzędy socjalne, które ekspresowo reagują w sytuacji, w której pada podejrzenie, że dziecku może dziać się krzywda. Ekspresowo, czyli skutecznie.
Dam taki przykład, pochodzi z jednej ze spraw w mojej kancelarii. Nasza Klientka była Szwedką polskiego pochodzenia, miała dobrą pracę i rodzinę w Szwecji. Niestety, miała też przemocowego partnera. Po jednej z awantur, w nocy wyszła z maleńkim dzieckiem na ulicę, po prostu uciekła. Natrafiła na radiowóz, poprosiła o pomoc. Zawieziono ją na komisariat, przesłuchano, następnie poinformowano, że ze względu na uzasadnione podejrzenie przemocy domowej ze strony partnera, nie może z dzieckiem wrócić do domu. Zapytano, czy ma inne miejsce do przenocowania, poszła do przyjaciółki. Natychmiast uruchomiono odpowiednie procedury i już 3 dni później przedstawicielka urzędu socjalnego skontaktowała się z naszą klientką przypominając jej, że nie może wraz z dzieckiem wrócić do przemocowego partnera. Zaproponowano jej bardzo niedogodny, bo umieszczony poza miastem ośrodek dla osób samotnie wychowujących dzieci, mogła też na własną rękę poszukać mieszkania, co zrobiła, ponieważ nie chciała stracić pracy. Sytuacja była zerojedynkowa. Służby poinformowały ją, że jeśli będzie próbowała mieszkać z przemocowym partnerem, dziecko zostanie tymczasowo oddane do rodziny zastępczej. Bez ostrzeżenia, bo partner stwarza zagrożenie. Zbyt mocne? Bezwzględne?
Dla przemocy nie ma tolerancji. Szwedzi już to wiedzą. W naszej kancelaryjnej historii dziecko zostało ocalone. Matka zresztą również, bo ta stanowczość organów wymusiła na niej ratunek dla samej siebie. Ale znam też inne historie, takich matek, które nie potrafiły odejść od okrutnych, przemocowych partnerów. Próbowały „oszukać” pracowników społecznych w Szwecji i ostatecznie ich dzieci lądowały w rodzinach zastępczych (często są to decyzje do czasu unormowania dysfunkcyjnej sytuacji dziecka). Wtedy w Polsce podnosi się larum, że szwedzkie służby odbierają polskie dzieci polskim rodzinom. Bo więzy krwi to dla nas jakieś sacrum. Ekspresowe i stanowcze działanie organów w Polsce ocenia się jako „bezduszność”.
I to jest właśnie ta straszna obłuda, której nie mogę przeboleć. Kobieta z promu, ta, która skoczyła w morze ze swoim niepełnosprawnym dzieckiem, miała jakieś problemy. Ani ona, ani jej dziecko, nie zasłużyli na smierć. Potrzebowali pomocy i nawet w jakimś zakresie ją otrzymywali. Z relacji dziennikarzy wynika, że matka miała kiedyś ograniczoną władzę rodzicielską. Służby społeczne miały ją odwiedzić, ale nie zdążyły. Nie wiem, czy w tym wypadku można było lepiej ochronić choćby to maleńkie dziecko, ale kiedy myślę o tej sprawie i wielu innych podobnych przypadkach zanidbań dzieci w polskich rodzinach, tak bardzo marzę o tym, by nasze służby społeczne były tak wrażliwe na każdą, najmniejszą dysfunkcję w rodzinie i tak niezłomne i twarde jak te w Szwecji, w kraju, do którego nigdy nie dopłynęła nieszczęśliwa polska matka ze swoim małym synkiem.
Brak komentarzy:
Bardzo dziękuję za Twój komentarz :-)