Sądownictwo dyscyplinarne - upadek idei.
Są takie zawody, które ze względu
na swoją specyfikę wymagają od ich przedstawicieli wyjątkowej samokontroli.
Należą do nich zarówno zawód adwokata, jak i lekarza. Chcę dziś o tej
samokontroli właśnie napisać, w kontekście bardzo praktycznym i nieco
zasmucającym. Wbrew temu, co się może wydawać, w większości wypadków – poza już
zupełnie oczywistymi, „bijącymi po oczach” zaniedbaniami – niedociągnięcia nie
do końca rzetelnego (uczciwego zawodowo) adwokata czy lekarza - może skutecznie zweryfikować jedynie jego
kolega po fachu. Dodatkowo, zarówno adwokat, jak i lekarz, może mieć wiele
pokus, aby w swoich działaniach, podejmowanych decyzjach – iść na tzw. skróty.
Czasem łatwiej podejmować decyzje bezpieczne niż skuteczne. Czasem bez
naruszania przepisów prawa da się zasugerować klientowi czy pacjentowi drogę,
na której się więcej zarobi, a klient/pacjent nawet nie spostrzeże się, że było
jakieś inne wyjście - prostsze i tańsze. Z punktu widzenia zasad etyki takie
zachowanie jest skandaliczne, jednak nasuwa się odwieczne pytanie – jak takie patologie skutecznie eliminować?
Jeśli chodzi o błędy i nieetyczne
zachowania prawników (zarówno adwokatów, jak i radców prawnych) to, moim
zdaniem, jednym z coraz bardziej powszechnych i bardzo z mojej perspektywy
oburzających zjawisk jest np. inicjowanie niepotrzebnych postępowań sądowych i
„brnięcie” w te postępowania, pomimo, że przy odrobinie wysiłku pełnomocnika
istniałaby możliwość rozwiązania problemu bez sądu; lub co najmniej możliwość,
przy przewidywanym negatywnym wyniku postępowania „odradzenia” sporu klientowi.
Niektórzy zaś rozpoczynają przegrany spór, by na końcu w mniej lub bardziej
zawoalowany sugerować, że przegrana jest wyłączną winą sądu, który nie pojął
mądrości wywodów strony. I nikt takiemu prawnikowi nie dowiedzie, że mógł
postąpić inaczej, że złamał jakiś przepis prawa.
Napisałam, że pokusy są stare jak
świat. Aby im zapobiec, zarówno
adwokaci, jak i lekarze (a także inne zawody, o których tu nie wspominam, ale
które rządzą się analogicznymi zasadami) stworzyli wewnętrzne reguły
postępowania – zasady etyki zawodowej – które w surowy sposób (z założenia o
wiele bardziej surowy i wymagający niż obowiązujące przepisy) określają zasady
postępowania. Przez fakt, że ktoś korzysta z usługi profesjonalisty – klient ma
podlegać ochronie dodatkowej, pewnej gwarancji wynikającej z zaufania do zawodu.
Podkreślam, że zasady etyki zawodowej stworzyliśmy sobie sami, aby sobie wzajemnie
i klientom gwarantować, że jeśli ktoś podpisuje się tytułem ADWOKAT (czy
lekarz) – to coś za tym stoi. Więcej, niż tylko ten jeden człowiek. Stoi za nim
historia jego zawodu, wypracowane zasady, których przestrzegania mamy również
wzajemnie pilnować.
Wobec
przyjęcia zasad etyki (o wiele bardziej
rygorystycznych niż bieżące przepisy prawa) każdy członek korporacji ma prawo „wytknąć”
koledze nieetyczne zachowanie. Ba, w niektórych wypadkach ma nawet taki obowiązek.
Występują też rozliczne kary dyscyplinarne, jeśli wobec danej osoby jest
prowadzone postępowanie: upomnienie, nagana, zawieszenie w czynnościach
zawodowych czy nawet zakaz prowadzenia działalności. Czasem jest tak, że nie
jesteśmy pewni, czy relacja z klientem/pacjentem pozwalała koledze na pełen
ogląd sytuacji i podjęcie właściwych decyzji; sprawy są tak delikatne, że nie zawsze
sposób jest wydać jednoznaczny „wyrok”. Może się wówczas zakończyć upomnieniem i
temat zostaje zamknięty. Mogę sobie wyobrazić, że ma to miejsce np. w
sytuacjach, kiedy nie złamano żadnego przepisu, a jednak środowisko koleżeńskie
ocenia, że coś nie było do końca w porządku, czego ostatecznie nie da się
stwierdzić z całkowitą pewnością.
Thomas Rowlandson and Augustus Pugin, Old Bailey źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Old_Bailey_Microcosm_edited.jpg |
Tam zaś, gdzie naruszenie zasad
jest jednoznaczne, gdzie naruszono przepisy obowiązującego prawa, klient lub pacjent
ma zawsze prawo domagania się naprawienia wyrządzonej szkody – na drodze
sądowej, przy czym zarówno adwokaci jak i lekarze są ubezpieczeni obowiązkowo. System
autokontroli własnego środowiska ma z założenia na celu podwyższenie standardów,
jakie powinien spełniać członek korporacji. Mam świadomość, że nie zawsze i nie
wszędzie w praktyce działało to idealnie, jednak założenia były czytelne i
rozsądne. Zachowanie tajemnicy postepowania dyscyplinarnego dawało zaś
środowisku zawodowemu gwarancję, że może swobodnie podwyższać założone standardy
nie będąc niesprawiedliwym i nie krzywdząc kolegi w przypadku zbyt nawet krytycznej
oceny.
Już od wielu lat, w imię
niepojętej dla mnie w tym wypadku zasady transparentności, postanowiono jednak „otworzyć”
postępowania dyscyplinarne; pokrzywdzony staje się ich stroną i ma dostęp do
wszystkich akt postepowania i opinii wydawanych w sprawie. W tym momencie – moim
zdaniem – sądownictwo dyscyplinarne straciło ten dodatkowy efekt poprawiania
niedoskonałości, a właściwie powoli w ogóle może utracić rację bytu. Widzę to
na podstawie opinii, jakie trafiają do mojej kancelarii z postępowań przeciwko
lekarzom. Uważny czytelnik z pewnością spostrzeże, że znaczna część tych opinii
sporządzana jest z przewodnią myślą: jak to napisać, żeby tego nie napisać. I
wcale się nie dziwię. Jeśli lekarz oceniając kolegę ma świadomość, że każde
negatywne sformułowanie to „wyrok” w postępowaniu cywilnym (lub nawet karnym),
to dziesięć razy się zastanowi zanim cokolwiek stwierdzi, nawet w trybie przypuszczającym.
Ten sam lekarz mógłby być o wiele surowszy, gdyby pozostawał w pewności, że
jego ocena jest jedynie jedną z wielu, jest wypowiedzią, która może być różnie
interpretowana, że czytający ma świadomość miliona zależności, jakie mogą
dotyczyć sprawy – oraz celu postepowania, tj. POPRAWY pracy i poziomu
środowiska, nie zaś WYGRANIA sporu czy zniszczenia konkretnego przeciwnika
procesowego.
Aby realizować ten cel, jaki
przyświecał postępowaniu dyscyplinarnemu na początku jego tworzenia, kluczowe
jest zachowanie poufności, tajemnicy postępowania. Opinie jawne stają się w
znacznej części obecnie zupełnie bezużyteczne, niczego nie wnoszą ani dla
lekarza, ani dla pacjenta, ani dla całego środowiska. W efekcie „otwarcia”
postępowań dyscyplinarnych, stały się one bardziej przedsądem cywilnym (i
karnym) – dotyczy to zwłaszcza spraw medycznych, kiedy pacjenta nie stać na sporządzenie
prywatnej opinii w sprawie, zakłada więc sprawę dyscyplinarną, „bo może się uda”.
I oczywiście, że czasem jest to narzędzie skuteczne, ponieważ w niektórych
wypadkach – zapewne gdy dochodzi do naruszenia prawa przez lekarza – znajdzie
to odzwierciedlenie również w opinii w
sprawie dyscyplinarnej. Jednak – podkreślam – sądownictwo dyscyplinarne „za
zamkniętymi drzwiami”, nie miało zadania
zajmowania się wyłącznie sprawami oczywistymi, gdzie doszło do złamania prawa.
Sąd koleżeński miał orzekać w sprawach bardzo trudnych, tam, gdzie jest pole do dyskusji,
czasem sam fakt przeprowadzenia postępowania (bez sankcji) mógł być nauką lub
rodzajem kary.
Opisane cele i założenia wypaczają
całkowicie sens dyscyplinarnego w dawnym rozumieniu. Równie dobrze można je
zlikwidować lub przenieść na poziom postępowania karnego czy cywilnego przed
sądami (co poniekąd wydaje się być dalszą perspektywą zmian obecnie rządzących,
sądownictwo dyscyplinarne adwokatów poza środowiskiem adwokackim) – wszystkich
i wszystko traktować „od linijki”, wedle tej samej miary. Taka zmiana formalnie
może się wydawać kusząca, mamy przecież transparentność i jawność. Na dłuższą
metę jednak, jestem o tym głęboko przekonana, stanowi to jedynie likwidację
zupełnie dodatkowej drogi samodoskonalenia zawodowego, równanie w dół, obniżanie
standardów, w efekcie z oczywistą szkodą dla naszych klientów oraz dla
pacjentów.
Czy prawnik może romansować że sprzątaczką w pracy
OdpowiedzUsuńJestem ciekawy, w którą stronę pójdzie sądownictwo w Polsce.
OdpowiedzUsuńSądownictwo zawsze trochę toczyło się swoją ścieżką. Ludzie pracujący jako adwokaci itp. to są ludzie o mocnych nerwach, którzy poznają przeróżne historie. Jedne z tych historii są smutne, a inne straszne. Niestety sądownictwo w Polsce na ten moment stoi pod wielkim znakiem zapytania. Czy jest to instytucja godna zaufania?
OdpowiedzUsuń