Biegli sądowi - słaby punkt w wymiarze sprawiedliwości.
Temat funkcjonowania sądownictwa
stał się w ostatnim czasie bardzo modny, a to ze względu na projektowane i
wprowadzane reformy wymiaru sprawiedliwości. Ubolewam, jak zapewne każdy, kto
miał jakąkolwiek styczność z sądem w Polsce, że nie wygląda obecnie niestety na
to, aby którykolwiek z pomysłów polityków oferował społeczeństwu konkretne
rozwiązania, które przybliżyłyby nas choć odrobinę do usprawnienia systemu i
poprawy jego wydolności. No może za wyjątkiem jednego – który (wbrew pozorom) może nastrajać pozytywnie.
Jest sporo zagadnień, jakimi powinien zająć się ustawodawca w odniesieniu do wymiaru sprawiedliwości. Moim
zdaniem jedną z bardziej palących kwestii jest sprawa biegłych i postępowania
dowodowego. I nie ustaję w nadziei, że kwestie te zostaną w końcu poddane
próbie naprawy. Uważam jednak, że nawet zanim dojdzie do zmian, sędziowie mają możliwość
samodzielnego usprawnienia niektórych postępowań, z czego jednak niestety rzadko
korzystają.
Biegli, czyli osoby, które
posiadają tzw. wiadomości specjalne, powinni być powoływani do wydania opinii w
sprawie, gdy sędzia zdecydowanie nie może sobie samodzielnie poradzić, ponieważ
nie posiada odpowiedniej specjalistycznej wiedzy. Krótko mówiąc, zadaniem
biegłego jest „przetłumaczenie” sytuacji, którą ma za zadanie opiniować, z niezrozumiałej
– na wytłumaczalną. Jeśli biegły prawidłowo wykonuje swoją pracę, to w
zrozumiały i przystępny sposób – nie hermetycznym językiem – opisze procesy, o
które jest pytany, tak, aby sąd mógł ocenić obiektywnie sprawę i wydać
sprawiedliwy wyrok.
Muszę stwierdzić, że moim zdaniem
w znaczącej części przypadków przedłużające się spory sądowe są wynikiem tego,
że sądy zdecydowanie zbyt często posiłkują się opiniami biegłych. Jest mnóstwo
rodzajów spraw, w których sąd musi skorzystać z wiedzy specjalistów. Jednak
mogę odnieść wrażenie, że obecnie biegłych powołuje się do niemal każdej
sytuacji, podczas gdy większość z nich (zwłaszcza drobnych) powinna być rozstrzygana
na podstawie zdrowego rozsądku, wiedzy ogólnożyciowej. Mogę podać przykład
sprawy już dawno w mojej kancelarii zakończonej, kiedy – pomimo, że wcale nie
złożyliśmy takiego wniosku – sąd powołał z urzędu (czyli samodzielnie) biegłego,
który na podstawie książki rachunkowej miał za zadanie policzyć straty zakładu
fryzjerskiego. Było to tak proste, jak dwa dodać do dwóch – i nawet dość
zabawnie w tej sprawie okazało się, że biegły się kompletnie pomylił w swojej
opinii, a był to starszy pan, który następnie przyszedł na rozprawę i nic nie
pamiętał z tego, co napisał. Drugiej strony nie było na rozprawie – i wspólnie
z sędzią próbowaliśmy od biegłego uzyskać prawidłową odpowiedź, którą znał
sędzia i znałam ja – ale ewidentnie nie biegły. Spokojnie mogliśmy się więc bez
biegłego obejść.
W tym miejscu płynnie mogę
przejść do innego spostrzeżenia. Otóż bywa niejednokrotnie, że biegłym – wbrew nazwie
tej funkcji – brak kompetencji. Przykro to pisać, ale ponad dekada moich
doświadczeń z sal sądowych nie
pozostawia złudzeń: mamy wśród osób biegłych sądowych wybitnych specjalistów,
ale mamy też osoby, które nie powinny się na liście biegłych nigdy znaleźć. Nie
chciałabym tego wątku zbytnio przeciągać, trochę dla zilustrowania pewnego
problemu zrozumiałości tego, co może napisać specjalista, wklejam poniżej fragment
opinii w sprawie, która jeszcze jest w toku, od kilku już lat nadal w pierwszej
instancji przed Sądem Okręgowym w Gdańsku. Zaskarżenie kosztów tej opinii, choć
skuteczne, to spowodowało kilkumiesięczną przerwę w postepowaniu.
Jest to fragment autentycznej opinii sądowej |
Kłopot z kompetencjami łączy się
z poniekąd z problemem z dostępnością biegłych – a co za tym idzie, z czasem
oczekiwania na opinię. Skoro sędziowie mają świadomość, że nie każdy biegły z
listy będzie dawał rękojmię rzetelnej opinii, większość ma „swoje” typy co do
osób, które powołuje do „swoich” spraw, nie chcąc narażać się na konieczność
powtarzania czynności przy udziale innego biegłego. To powoduje zatory – czas oczekiwania
na niektóre specjalistyczne opinie to nawet ponad 3 lata.
Podstawowym sposobem na
rozwiązanie tych problemów jest nadanie wprost waloru dowodu z opinii – opiniom
prywatnym stron. Nigdy nie było dla mnie zbyt zrozumiałe, na jakiej podstawie
opinia pana magistra z listy sądowej ma być ważniejsza od opinii pana
profesora, tylko dlatego, że pan profesor uzyskał wynagrodzenie bezpośrednio od
klienta, nie zaś za pośrednictwem sądu. Systemowo takie rozwiązanie
potrzebowałoby zapewne wsparcia legislacyjnego – postawienia kropki nad „i” i
zapisania – że zarówno dla potrzeb postepowania cywilnego, jak i karnego – dowodem
w sprawie może być opinia prywatna, wykonana przez specjalistę na zlecenie
strony; należałoby jedynie mieć pewność, że sporządzający opinię jest świadomy
odpowiedzialności karnej w przypadku sporządzenia opinii nieprawdziwej
(fałszywej). Można sobie tylko radośnie wyobrazić, jak wiele spraw kończyłoby
się szybkimi ugodami, gdyby przeciwnicy procesowi mieli świadomość, że prywatne
opinie mogą stać się znaczące procesowo!
Pewnym sposobem, choć zbyt rzadko
stosowanym, jest powołanie jako biegłego osoby, która daje rękojmię posiadania
wiadomości specjalnych i już wykonała – choć częściowo – opinię prywatną w
sprawie; formalnie nie ma przeszkód, aby taką osobę (o ile nie jest w sprawie
świadkiem) powołać jako biegłego, jednak sądy nie zawsze przyjmują to
rozwiązanie; zapewne z tyłu głowy sędziego pobrzmiewa przepis wykluczający jako
biegłego osobę, co do której pojawiają się „powody osłabiające zaufanie do
bezstronności”– jednak przecież takim powodem nie powinna być sama okoliczność,
że zamawiający opinię (strona) za nią
płaci! Takie rozumowanie byłoby zupełnie absurdalne, bowiem punktem wyjścia dla
niego musiałoby być założenia, że „każdy za pieniądze wszystko napisze”. Nawet jeśli przecież
są tacy, którzy w zamian za korzyści podpiszą się pod każdą, nawet fałszywą
opinią, to należy raczej takie osoby eliminować poprzez ich wykluczenie z życia
zawodowego wyrokiem karnym, niż eliminować w ogóle możliwość powoływania się na
opinie wykonane na zlecenie strony w sprawach sądowych. Dziecka razem z kąpielą nie trzeba wylewać,
wystarczy znaleźć na nie sposób.
Z tego powodu podzielam w pełni idee,
jakie przyświecały ustawodawcy, który niedawno w kodeksie karnym zaostrzył
rygory (odpowiedzialność karną) za złożenie do sądu fałszywej opinii. Uważam,
że wprowadzanie w błąd organów sprawiedliwości powinno być uznawane za
przestępstwo zagrożone szczególnie wysoką sankcją. Moim zdaniem polski wymiar sprawiedliwości
niestety zdecydowanie zbyt często przyzwala (również poprzez brak sankcji) na
niepodawanie prawdy przed sądem i organami państwowymi – dotyczy to zarówno świadków,
jak i stron oraz biegłych. W tym zakresie zmiany, mające na celu również
uświadomienie stopnia odpowiedzialności za słowo, należy ocenić bardzo
pozytywnie. Mam też nadzieję, że te zmiany stanowić mogą dobry wstęp do przyjęcia prywatnych opinii
jako równoprawnych dowodów w postępowaniu sądowym. Złożenie opinii fałszywej ma
być przecież dostatecznie surowo karane, jak w każdym cywilizowanym społeczeństwie.
https://vod.tvp.pl/video/magazyn-ekspresu-reporterow,29052018,37125288
OdpowiedzUsuń