Antyszczepionkowcy mogą otwierać szampana.
Od
kilkunastu dni śledzimy w mediach losy małżeństwa, które uciekło wraz z
nowonarodzonym dzieckiem ze szpitala w Białogardzie. Początkowo dowiedzieliśmy
się, że para zniknęła wraz z dzieckiem ze szpitala po tym, jak sąd – dzień po
narodzinach dziecka – ograniczył rodzicom władzę rodzicielską w sprawach
związanych z decydowaniem o leczeniu małoletniego. Następnie rodziny
poszukiwała policja, ojciec dziecka z
ukrycia nagrał oraz wypuścił do Internetu coś w rodzaju apelu tłumaczącego
postępowanie rodziców (tutaj ). W tzw. międzyczasie przedstawiciele szpitala składali również
oświadczenia do mediów, mające na celu przedstawienie punktu widzenia lekarzy.
Po kilku dniach można było zebrać już cały pakiet różnych głosów i komentarzy,
w tym wybijające się komentarze środowiska medycznego na temat tego, że matka
dziecka skorzystała z wszelkich dobrodziejstw medycyny, w tym ze środków
przeciwbólowych, zaś swojemu dziecku odmówiła podstawowej opieki po urodzeniu,
narażając je na utratę zdrowia i życia.
screen z youtube |
Sprawa
ta – z elementem „suspensu” (medialne
poszukiwania rodziny) – przykuła uwagę całej Polski i mnie również poruszyła.
Akurat wyjątkowa tu mieszanka, że prawo wkracza zarówno w sferę ochrony
małoletniego (prawo rodzinne), jak i prawa medycznego. Obie te gałęzie są
powszednim chlebem w mojej codziennej pracy zawodowej. Takiego zaś steku bzdur,
nieporozumień i fałszu, jakie przy okazji tej sprawy przeczytałam czy
usłyszałam, dawno nie słyszałam. A wszystko ze szkodą dla dziecka.
W sensie społecznym winę za całą tę historię (niezależnie od tego, kto „miał
bardziej rację” na początku sporu) ponosi moim zdaniem szpital. Oburza mnie
poparcie środowiska medycznego dla postawy personelu szpitala, które paradoksalnie
odbija się wprost proporcjonalnie poparciem społecznym dla rodziny, którą
upatruje się jako ofiarę systemu .
Emocjonalne
wypowiedzi przedstawicieli szpitala, że matka dziecka skorzystała z
dobrodziejstw nowoczesności przyjmując środki przeciwbólowe w kontekście
niepoddania dziecka badaniom jest skrajnie nieprofesjonalne. Mam poważną obawę,
że w związku z takimi wypowiedziami naruszono tajemnicę lekarską. Dlaczego cała
Polska ma wiedzieć, z jakich świadczeń korzystała matka? Trudno uwierzyć, aby
to od niej przeniknęła do mediów informacja o przyjmowaniu środków
przeciwbólowych.
Zupełnie
niedopuszczalne jest również twierdzenie, że jak ktoś chce naturalnie - to
niech do szpitala nie idzie, bo tam MUSI poddać się wszystkim oferowanym
propozycjom świadczeń. Otóż nie musi. Jeśli sobie pacjent jakiegokolwiek
świadczenia nie życzy, należy to odnotować w dokumentacji - i taki pacjent
bierze wówczas na siebie ryzyko niepowodzenia leczenia. Tezy stawiane w mediach,
że mianowicie pacjent trafiający do szpitala ma obowiązek poddania się w
całości leczeniu zgodnie z przyjętymi w tym szpitalu założeniami - są
nieprawdziwe. To polityka szpitala, podejście do pacjenta, to, co w innych
instytucjach nazywamy "obsługą klienta", najbardziej tu szwankuje. Owszem, pacjent ma
prawo do wyrażenia braku zgody na każde świadczenie – i choćby była to
najbardziej nieracjonalna decyzja, personel medyczny ma obwiązek ją uszanować.
Odmienne twierdzenia, takie na przykład, że „jak chciała naturalnie, to trzeba
było rodzić w domu” są skandaliczne w świetle zasad cywilizowanego kraju.
W tej sytuacji (Białogard) sprawa miała się o
tyle tylko inaczej, że rodzice chcieli zadecydować za małoletnie dziecko - i
(jedynie być może) mogli narazić tą decyzją dziecko na utratę zdrowia czy nawet życia.
Tym własne zajmował się sąd, który został zaalarmowany przez pracowników
szpitala. I w tym miejscu przechodzimy do sprawy ochrony małoletniego. Rodzice
mają co do zasady prawo podejmowania decyzji co do sposobu funkcjonowania ich
dziecka – jego wyznania, kierunku nauki, również opieki medycznej. Jeśli jednak
nadużywają władzy rodzicielskiej, tym samym działając na szkodę dziecka –
wkraczają instytucje państwowe, których obowiązkiem jest podjęcie takich
działań, które mają na celu ochronę dzieci.
Zakładam,
że skoro miała miejsce sytuacja, że w trybie pilnym zwoływano posiedzenie sądu,
to sąd miał do czynienia ze stanem zagrażającym życiu dziecka. W takich
okolicznościach sądy działają na szczęście zazwyczaj bardzo sprawnie. Z
pewnością, skoro lekarze wzywali sąd, to sąd nie miał wyjścia – opierał się
przecież na opiniach wydawanych przez tych lekarzy. W takich wypadkach nie ma
zazwyczaj czasu na konsultacje zewnętrzne – racjonalnie zakłada się, że zespół
medyków mówiący jednym głosem, ma po prostu rację: wie lepiej od rodziców, że dziecko
jest zagrożone. Sąd wysłuchuje stron, ale decyzję podejmuje mając na względzie
przede wszystkim ochronę dziecka. I wygląda na to, że w tym wypadku, zapewne
przekonany przez lekarzy, wydał decyzję ograniczającą władzę rodzicielską w
zakresie leczenia na czas pobytu w szpitalu.
Nawiasem
mówiąc, zastanawiałam się nad tym – i sądzę, że z chwilą podjęcia tej decyzji,
szpital powinien był niezwłocznie wdrożyć procedury właściwej opieki medycznej i
powinien był „pilnować” małoletniego. Jeśli sytuacja zagrażała jego życiu, to
według mnie należy rozważać również odpowiedzialność szpitala za dopuszczenie
do uprowadzenia dziecka, które było pod szpitalną opieką.
Dramatem
jest to, że rodzice świadomie uciekli ze szpitala po wydaniu przez sąd
postanowienia. Jeszcze jednak większym dramatem jest to, że część społeczeństwa
popiera takie działania rodziców. Rozpoczęto podobno społeczną zbiórkę „na
adwokata” dla rodziny i zebrano kwotę kilkukrotnie przewyższającą założony
budżet. Emocjonalna retoryka przedstawicieli szpitala na temat "złej "matki na
środkach przeciwbólowych jest nieprofesjonalna i (moim zdaniem) niezgodna z
etyką lekarską. Społeczeństwo to czuje. Rodzice dziecka twierdzą, że czuli się
zaszczuci, są to zapewne młode osoby, być może podejmowali decyzje pod wpływem
jakiejś organizacji czy po prostu wiedzy z google, nikt nie wierzy chyba, aby
chcieli zaszkodzić swojemu dziecku; szkoda, że szpital nie zapewnił np. rozmowy
z psychologiem, próby zrozumienia intencji rodziców.
Powstaje
też zasadnicze pytanie, czy była to faktycznie sprawa zagrażająca życiu dziecka,
czy też „próba sił”: mądry lekarz versus niedouczony pacjent, któremu należy się
nauczka. Jeśli bowiem z powodu tylko braku podania witaminy K czy braku szczepienia
sąd miałby zwoływać rozprawę w szpitalu i ograniczać władzę rodzicom, to świat
stanąłby na głowie. Naprawdę sądy mają dość pracy. Sędziowie rodzinni prowadzą
nieraz po kilkaset spraw w jednym czasie! Kwestie dotyczące szczepień powinny być
przez instytucje państwowe stanowczo rozwiązywane, jednak raczej na drodze
administracyjnej. Nawet jeśli jednak ta sprawa dotyczyła bezpośrednio ratowania
życia (czego nie wykluczam), to i tak nie trzeba było lekceważyć czy poniżać rodziców,
traktując ich skrajnie przedmiotowo. Zachowanie przedstawicieli środowisk
medycznych, które nazwałabym aroganckim, paradoksalnie przyczyniło się do
wzrostu popularności ruchów antyszczepionkowych oraz środowisk im sprzyjających.
Myślę też o tej młodej mamie w połogu, że jej czas, który powinien być w całości
poświęcony więzi z maleństwem, przeżywała w strachu i upokorzeniu. Jako adwokat
mam poważne wątpliwości, czy procedury medyczne, choćby dotyczące zachowania
poufności czy prawa do informacji, nie wspominając o prawie do godności czy
intymności, poszanowania życia prywatnego i rodzinnego, zostały w tym szpitalu
zachowane. Mleko więc już się rozlało. Czas wyciągnąć nauczkę na przyszłość. Ruch antyszczepionkowy nie powinien zyskiwać zwolenników za sprawą niewłaściwej polityki szpitala.
Cięzki temat, choć nie do końca wiem, dlaczego aż takie kontrowersje wywołuje
OdpowiedzUsuńDziękuję za udział w dyskusji. Prawda, choć myślę, że wszystkie tematy, w których musimy oddać kawałek naszej wolności, są w pewnym momencie dla społeczeństwa kontrowersyjne...
OdpowiedzUsuń