Prawo ojca do (nienarodzonego) dziecka.
Przychodzą do mnie rodzice,
którzy pragną dobrego, normalnego kontaktu ze swoimi dziećmi, a z powodów
życiowych kontakt ten jest niemożliwy lub bardzo trudny. Coraz częściej sprawy dotykają również
kwestii ochrony nienarodzonego życia, to znaczy dzieci nienarodzonych jeszcze,
nazywanych po prawniczemu dość okropnie brzmiącym określeniem nascituturus. Dopóki
problem nie dotyka nas osobiście, mało kto zastanawia się nad prawami tych
dzieci do relacji z ojcem czy nad prawem ojców do współdecydowania o nienarodzonym
dziecku. O wyborze miejsca porodu, na przykład, szczególnie, jeśli wiemy, że dziecko będzie
potrzebowało natychmiastowej pomocy medycznej po urodzeniu. A prawo do wiedzy ojca, że jest ojcem? A do
wiedzy o tym, gdzie znajduje się jego nienarodzone dziecko (siłą faktu, wraz z
matką)? Czy ojcowie mają takie prawo, a jeśli zechcą je egzekwować, to czy powyższe
narusza, czy nie narusza wolności matki? Bo jak już dziecko jest „na zewnątrz”,
to przecież ojciec ma prawo wiedzieć, gdzie jego dziecko jest. A jak dziecko jest
„tylko” nasciturusem?
Żyjemy w społeczeństwie zmian,
truizm. Rewolucja obyczajowa, rewolucja techniczna, przełomy w myśleniu, zmiany
schematów, ludzkość chce panować nad wszystkim, lecimy na Marsa, przeszczepiamy
organy, badamy DNA. Jesteśmy w ciągłym ruchu, zmieniamy miejsca pracy i
zamieszkania. Mówimy wieloma językami, jeździmy po świecie. Mówimy, że świat
się skurczył. Mężczyźni, kobiety, dzieci – wszyscy jakoś sobie z tymi zmianami, z tym tempem
niesamowitym musimy radzić. A kiedy coś nie gra, albo ma grać inaczej niż ktoś
to sobie założył, to zmieniamy PRAWO, żeby UREGULOWAĆ nowe sytuacje społeczne.
Tak to wygląda.
Jest wielu ojców, którzy czują
się odpowiedzialni za dziecko od chwili poczęcia. W ciąży nie mają właściwie
żadnych praw. Nie, nie mogą zdecydować, by ich córka urodziła się w lepszej
klinice, nawet jeśli chcieliby to w pełni sfinansować. Po urodzeniu mogą mieć
kłopot, gdy okaże się, że chcieliby mieć choćby kontakt z dzieckiem, które nie
pochodzi z małżeństwa, jeśli jego matka nie zechce podać swego adresu. Matka
może (niemal) bezkarnie wpisać do aktu urodzenia, że ojciec nie jest znany,
choć doskonale wie, kto ojcem jest. Jeszcze gorzej, gdy wyjedzie z dzieckiem za
granicę. Wówczas nie lada kunsztu prawnego, a z pewnością długiego czasu, wymaga
doprowadzenie spraw do ich właściwego wymiaru. Wbrew pozorom, nie mówię o
przypadkach teoretycznych. Mówię o prawdziwych ludzkich dramatach. Ojcowie też
są kochającymi rodzicami i trudno wytłumaczyć, dlaczego mieliby być rodzicami
drugiej kategorii.
Prawo stoi trochę w opóźnieniu za
zmianami społecznymi. Nie zawsze nadąża. A zwłaszcza ostatnio – słabo nadąża.
Przy każdej więc kolejnej sytuacji bezradności przychodzi pokusa zmiany przepisów.
Nie zawsze jest to pozytywne. Czasem lepiej nie zmieniać nic, za to mądrze
wspierać praktykę. Jeśli zaś mowa o ochronie dzieci –
nienarodzonych czy już narodzonych – zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby zmiany –
jeśli mają nastąpić – dotyczyły raczej umożliwienia realizacji odpowiedzialnego
rodzicielstwa przez oboje rodziców, nie tylko matkę.
Jeśli chodzi o ochronę dziecka
poczętego, jak również dzieci już urodzonych, to warto wiedzieć, że np. we
Francji takie dzieci są już dziś znacznie lepiej niż u nas chronione, choćby
poprzez penalizację ukrywania
macierzyństwa czy faktu urodzenia dziecka, a także nieujawnienia przez matkę wiadomego
ojcostwa. Jeśli do tego dodać, że wszelkie postawy rodzicielskie, które
naruszają prawo dziecka do kontaktu z obojgiem rodziców karane są sowitymi grzywnami, będziemy mogli
zrozumieć, dlaczego „zagraniczne” dzieci często w większym zakresie mają możliwość
korzystania z opieki i pomocy (również finansowej) obojga rodziców. Odpowiedzialności
trzeba się czasem nauczyć i dobrze, gdy odpowiedzialne Państwo daje
społeczeństwu narzędzia, aby było to możliwe.
Bardzo interesujący wpis. Warto przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Bardzo dziękuję i pozdrawiam! EB
OdpowiedzUsuńWarto się z tym zapoznać. Bardzo cenne wskazówki :) Trzeba znać granice, których nie wolno przekroczyć :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie, każdy powinien znać granice - zarówno ojcowie, jak i matki :-) Pozdrawiam i dziękuję za komentarz!
OdpowiedzUsuńWalka o dziecko to jedne z najtrudniejszych sporów sądowych. Szczególnie trudno walczyć ojcu, ale nie ma się co poddawać, w końcu to wszystko robi się dla dobra dziecka. Ono tu jest najważniejsze. Oby tylko nie towarzyszyło rodzicom na sali sądowej.
OdpowiedzUsuńTak, zgadzam się, dziękuję za udział w dyskusji.
UsuńDzieci nie mają wstępu na sale sądowe, za wyjątkiem szczególnych sytuacji, które każdorazowo wymagają zgody sądu. Pozdrawiam!
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń