O sprawach większej i mniejszej wagi.
Sprawy sądowe o charakterze
rodzinnym zazwyczaj nie są zbyt skomplikowane z punktu widzenia prawnego. Za to
zwykle dotykają jednocześnie najbardziej żywotnych kwestii, są dla stron trudne
emocjonalnie, często również dla osób profesjonalnie w nich uczestniczących –
sędziów, adwokatów, psychologów – niełatwe do oceny. Tam, gdzie mamy do
czynienia z zaangażowaniem dzieci, mogą przybierać dramatyczny przebieg.
Kiedy jeszcze do tego dodamy tło
w postaci transgranicznego charakteru sprawy lub wielokulturowości stron,
napięcie może być bardzo wysokie. Zdecydowanie chodzi więc o to, by sprawy
rozstrzygać szybko i sprawnie. Z tego względu ustawodawca przewidział dla
niektórych z nich specjalny, szybszy tryb postępowania. I bardzo słusznie, z
założenia.
Myślę tu między innymi o
postępowaniach, jakich ostatnio pojawia się w Polsce coraz więcej – o sprawach
dotyczących wydania dzieci na podstawie tzw. Konwencji Haskiej. Jeśli np.
matka-Polka, mieszkająca dotychczas za granicą, rozstając się ze swym
dotychczasowym partnerem i ojcem swych dzieci, postanowi zamieszkać z dziećmi w
Polsce, a nie uzyska na to uprzednio zgody ojca, powinna liczyć się z
uruchomieniem dość bezwzględnego postępowania, którego celem będzie powrót
dzieci do kraju, w którym żyły dotychczas. Tam zaś, już w zwykłym trybie, sądy mogą zająć się orzekaniem co do poszczególnych spornych rodzinnych kwestii pomiędzy stronami.
W takich wypadkach to pomiędzy
państwami (na poziomie ministerialnym) dochodzi do wymiany informacji o tzw. uprowadzeniu - i sprawy trafiają do sądów za pośrednictwem
organów rządowych. Konwencja przewiduje krótki czas na rozstrzygnięcie sprawy, przy czym jednocześnie stworzono mechanizmy wymuszające stały
kontakt na drodze sąd – ministerstwo w Polsce – ministerstwo za granicą. Oraz konieczność
składania odpowiednich raportów w przypadku zwłoki.
fot. archiwum własne |
W ostatnim miesiącu
uczestniczyłam w dwóch takich konwencyjnych postępowaniach. Nie odnosząc się do
szczegółów żadnej z bieżących spraw, muszę przyznać, że za każdym razem pozostaję
pod wrażeniem sprawności sądów, ich elastyczności, doręczania dokumentacji,
kontaktów z pełnomocnikami, możliwości wyznaczania szybkich terminów kolejnych
rozpraw, czy też przeprowadzania badań psychologicznych bez żadnej zwłoki i
niwelowania wszelkich innych niedogodności. W takich warunkach naprawdę można
pracować, z satysfakcją.
I tylko przychodzi mi
taka natrętna, powracająca myśl do głowy. Że dlaczego nie może tak być we wszystkich
sprawach. Bo że się da, to już wiemy – na przykładzie tych transgranicznych,
gdzie przepisy postępowania sądowego są te same, tylko jakoś lepiej stosowane.
Czy więc dzieci całkiem polskie, a odebrane rodzicom tytułem tzw. zabezpieczenia i
czekające na termin badania psychologicznego po cztery, pięć miesięcy – gorsze
są od tych zagranicznych? Czy sądy nie
dysponują faksami i telefonami w celu informowania w takich zwykłych sprawach o
zmianach terminów lub o nowym piśmie, które do sprawy wpłynęło? Czy kiedy
sędzia idzie na urlop, mógłby go zastąpić w niezbędnych czynnościach kolega,
czy sprawy musza być na wiele tygodni odkładane?
Mogę wyrazić nadzieję, że i
zwyklejsze postępowania będą z czasem przebiegać coraz sprawniej. Kiedy sprawa
trafia do sądu, a zwłaszcza rodzinna, dla stron jest to zazwyczaj jedna z
istotniejszych w ogóle spraw życiowych.
Konwencja Haska i inne dotyczące jej przepisy przypominają o tym uczestnikom
postępowań i nie pozwalają na opieszałość. I na tych sprawach powinniśmy się
wzorować, oczekując tych samych standardów dla postepowań lokalnych. O ile
byłoby łatwiej, gdyby w każdym postępowaniu, nie tylko tych wybranych, Wysoki
Sąd miał w pamięci, że ludzie przed nim stojący przychodzą, oczekując sprawiedliwości,
która powinna być realizowana sprawnie i bez zbędnej zwłoki – w każdym wypadku,
tej większej i tej mniejszej wagi.
Brak komentarzy:
Bardzo dziękuję za Twój komentarz :-)