O prawach. I obowiązkach.
Wkroczyłam do przedszkola syna i
nagle mnie olśniło. Na wprost wejścia od pewnego czasu znajduje się ogromna
tablica, na której wypisano prostym i przystępnym językiem, jakie dziecko ma
prawa. Jest to bardzo ładnie przygotowane, w kilku punktach napisano to, o czym
my dorośli zapewne wiemy i co z pewnością również każdy młody człowiek wiedzieć
powinien. Że mamy prawo do życia bez przemocy, że dziecko ma prawo do zabawy,
do nauki, do kontaktu z obojgiem rodziców, wypisano też inne uprawnienia, które
bezspornie każdemu dziecku się należą.
Jedna z moich córek wkracza w wiek nastoletni. Ona z kolei świadomość swych praw zdecydowanie ma.
Czasem nawet zastanawiam się, czy nie przerośnięta nieco ta świadomość.
Zdarzyło się już nam (rodzicom) od niej usłyszeć, jak powinniśmy postąpić i na co się po
rodzicielsku zgodzić, skoro takie właśnie ma dziecko prawa, a nie inne. Szkoła organizuje
spotkania z różnymi osobami, które tłumaczą młodzieży, że organy i instytucje
państwowe stoją na straży ich praw. Oraz wskazują ponownie, jakie te prawa
szerokie są i czego młodzież może żądać i oczekiwać od organów i instytucji. Od
rodziców i nauczycieli też. W sumie od wszystkich.
Uczniowie szkoły podstawowej - źródło: wikipedia.org/wiki/dziecko |
Ja się z tym oczywiście zgadzam. Ba,
sądzę, że nie tylko dzieci należy kształcić w zakresie świadomości prawnej, ale
całe nasze społeczeństwo. Niestety prawda jest bowiem taka, że tej świadomości bardzo
często brak. Świetnie, że podejmuje się działania mające na celu ochronę najmłodszych
i kształcenie ich świadomości. Przyklaskuję każdemu projektowi, który choć
trochę przyczyni się do upowszechniania świadomości obywatelskiej w naszym
kraju.
Jest jeden tylko szkopuł w całej
tej sprawie. Tak się składa, że w świecie musi istnieć równowaga. Z każdym
prawem zaś łączy się OBOWIĄZEK. Nie potrafię pojąć, dlaczego w tym całym
kształceniu świadomości naszych dzieci, zapomina się wskazać na tą jednak
szalenie istotną zależność. Dzieci mają prawo do nauki, ale jest to też ich
obowiązek. Mają prawo do zabawy, ale mają też swoje obowiązki, będące tak
naprawdę ich pracą (np. sprzątnięcie zabawek). Nikt nie może używać wobec dzieci
przemocy, ale i one nie mogą używać przemocy wobec siebie i innych. Oczywiście,
teoretycznie wszyscy to wiemy i staramy się wychowywać dzieci w poczuciu
obowiązku, szkoły i przedszkola niby też. Ale obok tablicy w przedszkolu
informującej o prawach dziecka nie stoi informacja o jego obowiązkach. Na pogadankach
o Rzeczniku Praw Dziecka i jego roli, nikt o obowiązkach nie wspomina. I
w ten sposób buduje się w młodym pokoleniu wypaczony obraz świata. Z którym
wkroczą oni w dorosłe życie.
Czytałam coś o pokoleniach X, Y i
Z. Że teraz na rynek pracy wchodzi pokolenie Y, które tym różni się od X, że
jest bardziej roszczeniowe, za to niezbyt chętnie przyjmuje na siebie
odpowiedzialność za powierzone zadania. Pracodawcy, z którymi współpracuję,
zdecydowanie potwierdzają taką, jednak nową, prawidłowość. Młodzi ludzie są podobno
obecnie zdania, że praca im się po prostu należy – i to taka dobrze płatna, niezbyt
absorbująca, bo popołudniami realizują swoje hobby. A jak pracy nie ma – to należy
się solidna opieka socjalna.
I nie dziwię się tym młodym. Problem
jest taki, że pracodawcy wcale nie realizują założeń i pragnień tej młodzieży,
podobnie jak państwo, którego na to po prostu nie stać. I wówczas przychodzą
rozczarowania. Dramat będzie, jak jeszcze młodsi dojdą do wieku dorosłego. A to
wszystko wina starszych pokoleń, że tak młodzież wychowują. Skoro wpajamy
naszym dzieciom, że mają bezwarunkowo mnóstwo praw, zapominając w tym samym
czasie wspomnieć, że te właśnie prawa łączą się z obowiązkami – to czego
się możemy spodziewać? Naturalnie, że wyrosną z przekonaniem, że wszystko się
należy bezwarunkowo i po prostu. Bo świadomość prawną kształcić oczywiście należy,
tylko mądrze i ze świadomością konsekwencji, czego chcemy nauczyć.
Obowiązki względem życia społecznego są, ale co się tyczy pracodawców - spora ich ilość nadaje pracownikom tylko obowiązki, więc wszystko ma dwie strony.
OdpowiedzUsuńDziękuję za tę uwagę. Jednak w kontekście powyższego wpisu, proszę zwrócić uwagę, że z kolei kodeks pracy traktuje głównie o prawach pracowników. Gdyby w tej ustawie była większa równowaga, pracodawcy nie uprawialiby raczej tych wszystkich ekwilibrystycznych manewrów mających na celu ograniczenie praw pracowników. A już na pewno, jeśli takie sytuacje miałyby miejsce, byłyby jednoznacznie nieetyczne. Obecnie można zaś w niektórych przypadkach mieć wątpliwości, ponieważ w świetle tak funkcjonującego prawa obie strony - pracodawca i pracownik - lądują w "okopach", bezwzględnie realizując własne "(osobiste) cele, stosując różne, nie zawsze godne pochwały, metody ich realizacji.
OdpowiedzUsuń