O pieprzeniu (i soleniu), dosłownie i w przenośni.
I znów z powodu pewnych prawnych
rozwiązań w sieci i w „realu” wrze. Że po pierwsze już podobno nie można
pieprzyć w barach. A po drugie, że jeden taki bar się postawił, popieprzył i
teraz za karę mu dosolili, milion złotych. Na co go nie stać, więc interes
zostanie zamknięty, a 130 osób straci pracę.
Są to informacje wyłącznie
medialne, sprawy nie znam i nie zamierzam tu wypisywać, co lub kto powinien zrobić lub nie robić w tej sprawie. Jak
się zresztą przeczyta kilka artykułów na ten temat, to łatwo się dowiedzieć, że
nie kary mają zapłacić milion, tylko jest to kwota, którą należy (podobno, na
tym etapie sprawy) – zwrócić. Czyli wcześniej ją dostali, obiecując, że będą
jakichś tam warunków dotrzymywać.
Na marginesie, zupełny szlag mnie trafia,
kiedy padają argumenty, że przecież tak nie można, bo w przypadku realizacji
tej bezdusznej decyzji urzędników, ludzie stracą pracę, na bruk pójdą. Za takim
argumentem przemawia oczywiście fakt, że zgodnie z naszą Konstytucją, w Polsce
panuje zasada „sprawiedliwości społecznej” (w przeciwieństwie, jak niestety
rozumiem - po prostu - do sprawiedliwości). Liberalne poglądy, jakie mi towarzyszą, nie wytrzymują po prostu w starciu z tą argumentacją. Jak ktoś naruszył prawo, to powinny
wobec niego być stosowane równe zasady, jak do wszystkich. Obojętnie, o jakich
kwotach mówimy (czy sto złotych czy milion) oraz ilu ludzi ma przez to pracę
stracić. O sprawiedliwości społecznej
jeszcze kiedyś z pewnością napiszę. Wróćmy jednak do tematu.
Bar mleczny w Gdyni, źródło:wikipedia.org/wiki/bar-mleczny |
No właśnie, prawo. Jak ktoś
złamał PRAWO. I dochodzimy tu do sedna sprawy. PRAWO bowiem, to ogół NORM,
które należy stosować. Normy wyprowadzamy zaś z PRZEPISÓW. Jednym słowem –
PRAWO to nie PRZEPIS, zwłaszcza, za przeproszeniem, durny przepis. Durny
przepis należy interpretować tak, żeby przestał być durny, ponieważ
prawo (w założeniu) głupie nie jest. Notabene,
do tego właśnie potrzebni są prawnicy. Prawnik wcale nie musi znać
przepisów. Powinien za to z pewnością wiedzieć, jak te przepisy znaleźć, a
przede wszystkim – jak je interpretować, tak, żeby stosowane prawo było mądre i
sprawiedliwe.
Niektórzy urzędnicy umieją
interpretować przepisy i wówczas rzeczywiście wydając decyzje STOSUJĄ PRAWO (
do czego są uprawnieni i zobowiązani). Chwała im za to. Inni aplikują po prostu
goły, głupi przepis. Coś przeczytali,
nie zrozumieli, a potem niszczą – człowieka, przedsiębiorcę, czyjś dorobek
życiowy.
Nie wiem, jak jest w przypadku
barów mlecznych, choć na pierwszy rzut oka – informacja, że już nie można tam
stosować przypraw, przyprawia mnie o zdumienie. Ale – jeśli chodzi o opis
sprawy, miałam do czynienia z przypadkiem brzmiącym być może podobnie, jeśli
chodzi o pewne zasady.
To była sprawa agencji
zatrudnienia, która wysyłała za granicę pracowników z Polski. Traf chciał, że w
przypadku dwóch pracowników (tak, słownie dwóch) spośród kilku tysięcy, jakim podmiot zapewniał pracę, agencja nie
zastosowała się do przepisu, który nakazywał jej odpowiednie pouczenie tych
osób o ich prawach i obowiązkach. Nie pouczyła tych dwóch ludzi na piśmie. Przepis
brzmiał bezwzględnie – w przypadku braku zastosowania takiego pouczenia – należy
podjąć decyzję o wykreśleniu agencji z rejestru. Spółka trafiła do mnie już na
ostatniej prostej – decyzja o wykreśleniu zapadła, zostało niewiele nadziei. Odwołanie.
Które, pamiętam to jak dziś (a sprawa toczyła się kilka lat temu), składałam w
imieniu klienta z towarzyszącym mi przekonaniem, że jeśli ten podmiot naprawdę
zostanie zamknięty, to mój zawód do kitu jest. Bo głupie mogą być tylko
przepisy, a nie prawo. A rolą adwokata staje się wskazanie prawidłowych
rozwiązań urzędnikom (którzy zresztą sami powinni przepisy interpretować tak,
aby stawały się w ich rękach prawem, ale ten temat pozostawię na inną okazję).
Szczęśliwie, w opisywanym przeze
mnie przypadku, sprawa trafiła do osób myślących, rozumiejących istotę rzeczy. Agencja
z powodzeniem działała dalej. Może więc jest nadzieja, że i bary mleczne będą sprawnie
funkcjonować, a ich klientami będą również mądrzy i sprawiedliwi urzędnicy. Którzy
stosują prawo, a nie przepisy.
Z mojego, bardziej ekonomicznego punktu widzenia, sprawę można by opisać w kilku słowach. Po tzw. 25 latach wolnej Polski, WSZYSCY zrzucają się na posiłki wąskiej grupy osób korzystającej z mleczaków. Przecież to chore, by nakazywać komuś dopłacać do jedzenia innym. Bliskie są mi losy biednych rodzin, ale są organizacje które dzięki DOBROWOLNYM "zrzutom" codziennie serwują jedzenie tym osobom. Fajnie było by skończyć z socjalizmem... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję Macieju za tę uwagę. To już zupełnie inny temat, równie zresztą interesujący. Moim jednak zdaniem, skoro i tak wciąż komuś się do czegoś dopłaca, to te bary mleczne akurat są dobrą inicjatywą. Zupełnym wypaczeniem jest jednak sytuacja, gdy okazuje się, że w związku z dotacjami więcej zarabiają właściciele baru, nie zaś, że potrawy są tańsze. Dlatego do samego tematu zwrotu dotacji podchodzę ostrożnie. Chciałam zwrócić uwagę bardziej na temat rozsądnego stosowania prawa w ogólności. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPrzepisów idiotycznych jest sporo, jakby specjalnie wymyślonych w celu zarabiania pieniędzy na przedsiębiorcach. Życie to ciężki orzech do zgryzienia...
OdpowiedzUsuńHaha, no tak, Vanessa, ponieważ adwokat to też przedsiębiorca, niezliczoną ilość razy maiłam podobne wrażenie. Jednak nie powinniśmy na to pozwalać po prostu, tylko co najmniej mówić głośno o nieprawidłowościach, a najlepiej - sprzeciwiać się za pomocą dostępnych środków. Czasem się udaje. Ja np. wygrałam z ZUSem w sądzie, co opisałam tutaj: http://www.adwokatnaobcasach.pl/2014/11/jak-wygrac-sprawe-sadowa.html. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń