Subiektywnie o kancelariach odszkodowawczych
W minionym tygodniu byłam na
znakomicie przygotowanej i prowadzonej konferencji dotyczącej działalności
kancelarii tzw. odszkodowawczych – konferencji organizowanej przez Pana
Profesora dra hab. Eugeniusza Kowalewskiego - Kierownika Katedry Prawa
Ubezpieczeniowego Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Nieczęste a
wielce przyjemne to doświadczenie, gdy wracamy z wydarzenia jednak naukowego, a
dającego tyle praktycznych przemyśleń.
Ten blog nie jest miejscem na
zdawanie relacji z wyników naukowych czy przedstawianie analiz prawnych
dotyczących legalności czy zasadności funkcjonowania jakichkolwiek podmiotów.
Ale temat kancelarii czy raczej firm odszkodowawczych jest moim zdaniem
interesujący również na poziomie mniej eksperckim. Pozwolę sobie, zainspirowana
tematem, wyrazić całkowicie subiektywne, osobiste i nienaukowe zdanie.
Ponieważ ja osobiście, proszę Państwa,
nie do końca rozumiem, o co chodzi z tymi kancelariami. Coś się stało jakby
znienacka, zasiało, wyrosło, zakwitło i bynajmniej nie więdnie, a otoczenie
tylko patrzy, oczy przeciera i… nawet rzadko komentuje. A komentarz spoÅ‚eczny jest moim zdaniem
przydatny.
No to proszÄ™ bardzo. Firmy odszkodowawcze
zaczęły powstawać ponad dekadę temu. Te pierwsze, dziś są potentatami
zatrudniającymi rzesze mniej lub bardziej wykształconych specjalistów prawnych.
Zasada działania jest prosta: firmy te reprezentują klientów w postępowaniu
likwidacyjnym, prowadzonym przed towarzystwem ubezpieczeniowym. Gdy sprawa
trafia do sądu, muszą zlecić jej prowadzenie wykwalifikowanemu prawnikowi
(adwokatowi lub radcy prawnemu). Zasada zarobkowania też jest prosta: firmy
odszkodowawcze pobierajÄ… swe wynagrodzenie od klienta dopiero po wyegzekwowaniu
określonych kwot od ubezpieczyciela, raczej wyłącznie według stawek
procentowych (procent od kwoty)
I tu zaczyna się taki mały
problem. Natury etycznej. Bo jakoś tak jest, że łatwiej człowiekowi podzielić
się czymś, czego jeszcze nie ma. Nawet jeśli jest to, na ten przykład, 50% tego, czego nie ma jeszcze. Zwłaszcza też,
gdy człowiek, na ten przykład, leży po wypadku połamany na łóżku szpitalnym,
ledwo przytomny, długopis w ręku słabo się trzyma, ale podpisuje umowę. Bo ten
drugi problem, to taki, że niektóre kancelarie pozyskują swych klientów właśnie
w szpitalach, ledwo oko klient po wypadku otworzy, a tu rach-ciach – i mamy umowÄ™!
wypadek drogowy, ódź 2007, za: http://pl.wikipedia.org/wiki/Wypadek_drogowy |
Te powyższe kwestie są raczej powszechnie
znane i nawet czasem w sferze publicznej poruszane. Jest jednak jeszcze jeden
problem, powiedzmy że trzeci, który ja osobiście jako adwokat obserwuję. Że w
powyżej opisanym układzie funkcjonowania i rozliczania wynagrodzenia, nie
zawsze opłacać się może firmie odszkodowawczej występować przeciw
ubezpieczycielowi do sądu. Opisując rzecz w skrócie: zgłoszenie szkody to
wysiłek umiarkowany, wypełnia się wniosek, załączniki, przesyła dowody istnienia
szkody (np. wypisy ze szpitala). Ubezpieczyciel analizuje sprawÄ™ i dochodzi do
wniosku, że faktycznie wypadek miał miejsce, a wnioskodawca jest uprawniony do
odszkodowania czy zadośćuczynienia, jednak wypłaca mu, powiedzmy, trzy czwarte
tego, co powinno się mniej więcej należeć. Firma odszkodowawcza przyjmuje pieniądze,
potrąca swój procent i resztę przelewa klientowi na rachunek. Warto postawić
pytanie (pamiętając, że droga sądowa wiąże się dla takiej firmy odszkodowawczej
z koniecznoÅ›ciÄ… poniesienia wydatków – musi zapÅ‚acić za reprezentacjÄ™ w sÄ…dzie
adwokatowi (lub radcy prawnemu)) – czy aby na pewno kancelaria bÄ™dzie miaÅ‚a
zawsze chęć i wolÄ™ „bawić” siÄ™ w dÅ‚ugotrwaÅ‚y i trudny nieraz proces, kiedy tu
już nastÄ™pni „bezsporni” klienci czekajÄ…?
Na pewno nie zawsze, skoro do
mojej kancelarii trafiajÄ… klienci po „przygodzie” z firmÄ… odszkodowawczÄ….
Wówczas, gdy przyjmuję sprawę i potem biegam do sądu, walcząc dla klienta o ten
„ogonek” (który może być kwotÄ… kilkudziesiÄ™ciu tysiÄ™cy zÅ‚otych), po który nie
sięgnęła kancelaria odszkodowawcza, mam świadomość, że najznaczniejsza część
tortu została przez taka firmę spałaszowana ze smakiem. Niestety, ja też nie
pracuję za darmo i wychodzi na to, że klient musi zapłacić więcej, niż
płaciłby, gdyby jeden tylko podmiot prowadził sprawę od początku do
(zadowalającego) końca. I tu przychodzimy do punktu, w którym chcę stwierdzić,
że obecna formuła działalności takich firm odszkodowawczych jest moim zdaniem
po prostu społecznie nieuczciwa i szkodliwa.
Bo, proszę Państwa, ja jestem za
wolnością gospodarczą, serio. No może nie w wydaniu ekstremalnym, ale zawsze.
Jednak przede wszystkim jestem za konsekwencją i zdrową konkurencją. Jeśli adwokaci
mają skończyć studia, aplikację, zdawać egzaminy, by móc reprezentować
klientów, następnie zaś o tych klientów nie mają prawa zabiegać (reklamować
się), podczas gdy do prowadzenia kancelarii odszkodowawczej nie potrzeba legitymować
się żadnymi absolutnie warunkami i mogą sobie w radiu trąbić, że są
specjalistami od wysokich odszkodowań, następnie zaś te dwa typy podmiotów
rywalizują o ten sam rynek klientów (znajdźcie adwokata, który wam powie, że
nie poprowadzi sprawy odszkodowawczej ;-)) – to odczuwamy chyba jakÄ…Å› delikatnÄ…
dysharmoniÄ™.
Czy to będzie trochę prowokacyjne
gdy powiem, że istniejÄ… dwie drogi rozwiÄ…zania tego trzeciego problemu – i wówczas
możemy mówić, że „niech rynek decyduje”? Ograniczenie możliwoÅ›ci reklamy i
akwizycji firmom odszkodowawczym oraz nałożenie obowiązku posiadania
kwalifikacji prawnych już na etapie postępowania likwidacyjnego (przed
ubezpieczycielem) lub przeciwnie – wpuszczenie do sÄ…dów jako peÅ‚nomocników w
sprawach cywilnych wszystkich, bez konieczności legitymowania się jakimikolwiek
uprawnieniami (tak jak w postępowaniu administracyjnym, gdzie przed organem
administracji publicznej peÅ‚nomocnikiem może być „każdy”). MogÄ™ wyrazić tylko
przypuszczenie, że nasze państwo, które lubi eksperymenty na prawnikach, byłoby
gotowe wprowadzić to drugie rozwiązanie. A wówczas przynajmniej sprawy odszkodowawcze
prowadzone byłyby częściej do końca. Pytanie, czy jest na to gotowy system
sprawiedliwości, niech zawiśnie w powietrzu.
Bardzo ciekawy artykuł pokazujący ten biznes z innej strony. Nie wiem jak postąpiłbym walcząc o wysokie odszkodowanie (do kogo bym się zgłosił) ale tak się złożyło że z winy linii lotniczych spóźnił mi się lot i należy mi się odszkodowanie w wysokości bodajże 250 euro (lina oczywiście znalazła już 100 wymówek i w ogóle im przykro itp). Myślę że żadnemu prawnikowi nie opłacałoby się zająć moją sprawą a tak mam szansę otrzymać 1000 zł minus bodajże 20%.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dziękuję za miły komentarz. Zgadza się, świetnie, gdy w standardowych, mniejszych roszczeniach można zwrócić się o pomoc do mniej wykwalifikowanego pełnomocnika. Jeśli chodzi o roszczenia przeciw liniom lotniczym, z tego co wiem, są również kancelarie prawne, które zajmują się wyłącznie takimi tematami i im też opłaca się przyjąć małą sprawę, ponieważ łączą podmiotowo powództwa. Poza tym ja również nie jestem co do zasady przeciwniczką wynagrodzenia typu success fee (procentowego). Ten artykuł odnosi się głównie do roszczeń ze szkód tzw. osobowych - gdzie zasadniczo prosto uzyskać sporą kwotę od ubezpieczyciela, jednak sprawa może się skomplikować. Adwokat nie może zrezygnować z prowadzenia sprawy, bo jest "zbyt skomplikowana", a taka firma może, nie ponosząc za to żadnej odpowiedzialności. Jak miałabym do uzyskania odszkodowanie, wybrałabym profesjonalną kancelarię adwokacką (lub radcowską), ubezpieczoną na wypadek podstawy do odpowiedzialności cywilnej, z doświadczeniem i najczęściej ostatecznie tańszą od "głośnej" konkurencji. :-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń