Nie przyjmuję mandatu – co dalej?
Wprawdzie miało dziś być o czym
innym, ale z powodu lawiny pytań i wątpliwości dotyczących tematyki
poprzedniego wątku (za tę aktywność bardzo Wam dziękuję i zachęcam jednocześnie
do zadawania pytań bezpośrednio pod postem J
na stronie) – wyjaśnimy dziś, co dzieje się z naszą sprawą, kiedy poddamy w
wątpliwość zasadność wystawianego mandatu.
Po pierwsze, zanim dojdziemy w
rozmowie z funkcjonariuszem do punktu „odmawiam przyjęcia mandatu”, pamiętajmy,
że mamy pewne pola negocjacji. Opisując sprawę z dużym uogólnieniem, zasada ignorantia iuris nocet (nieznajomość
prawa szkodzi) wprawdzie z powodzeniem funkcjonuje w praktyce stosowania prawa
i powoduje, że nie usprawiedliwia się naszego braku świadomości co do podstaw
do ukarania, jednak niewiedza czasem może nam pomóc kary mimo wszystko uniknąć.
Pamiętajmy, że jeśli zostajemy pouczeni, oznacza to, że w toku postępowania
(czyli naszej rozmowy z policjantem) stwierdzono, że do wykroczenia doszło,
jednak organ (policjant) doszedł do przekonania, że zamiast kary może
zastosować tzw. środki oddziaływania wychowawczego (np. pouczenie, zwrócenie
uwagi, ostrzeżenie). Wydaje się, nawiązując do poprzedniego wątku (jak pić i nie płacić mandatu ),
że wyjaśnienie: ja naprawdę nie wiedziałem, że ta brama/ten mostek to ulica
oraz – że to drzewo to skwer, wydaje się, powinno doprowadzić do zastosowania
przez organ raczej środków wychowawczych, niż kary. Możemy machnąć wówczas ręką
na nasz wewnętrzny krzyk sprzeciwu co do kwalifikacji obiektów malej
architektury przez organ jako wyłącznie parki, skwery i ulice.
Ale załóżmy, że ten organ jest
jednak nieprzejednany. Mostek to według niego ulica, brama lub drzewo to skwer
albo park, a tak poza tym, to jak pan masz wątpliwości, to wszystko sobie
możemy wyjaśnić w sądzie, za co będzie pan płacić – i to dużo, BO ZA CAŁE
POSTĘPOWANIE, wyjaśnia nam organ. I robi się niemiło. Chyba, że wiemy, co nas
czeka.
Po pierwsze, o co chodzi.
Kiedy odmówimy przyjęcia mandatu,
sprawa trafia najpierw do postępowania przygotowawczego (możemy być jako
podejrzani wezwani przez organ na przesłuchanie, ale prawdopodobne, że organ będzie na tyle przekonany o swych racjach, że zaniecha wzywania nas), następnie, w formie skierowanego
przez organ wniosku o ukaranie – do sądu karnego. Ten w pierwszej kolejności,
po rozpatrzeniu okoliczności zdarzenia oraz analizie przepisów, najprawdopodobniej wyda – w trybie
uproszczonym – wyrok nakazowy, w którym orzeczona zostanie kara grzywny, w
wysokości uznanej przez sąd; może ona być wyższa, równa lub niższa (co
nierzadko się zdarza) od „propozycji” jaką złożył nam funkcjonariusz. Gdy
otrzymamy wyrok nakazowy, mamy prawo wnieść sprzeciw – w terminie 7 dni od daty
doręczenia wyroku – kierując go do sądu, który wyrok wydał. W sprzeciwie
opisujemy szczegółowo, dlaczego nie zgodziliśmy się na przyjęcie mandatu.
Możemy również poprosić, aby sąd nie wzywał nas do osobistego stawiennictwa,
np. dlatego, że okoliczności w sprawie nie powinny budzić wątpliwości, zaś
kwestie podlegające wątpliwościom sprowadzają się wyłącznie do analizy prawnej (czy mostek to ulica J).
całonocne interwencje policji w Sopocie w czasie słynnych "Połowinek Trójmiasta" (13/14 października 2014) źródło: sopot.policja.gov.pl |
W takim wypadku wyrok traci moc,
a sprawa zostaje rozpoznana merytorycznie od początku. Warto pamiętać, że wniesienie
sprzeciwu – w przeciwieństwie do środków odwoławczych – może spowodować
ostatecznie wydanie surowszego wyroku, niż ten wynikający z wyroku nakazowego.
Jeśli i z tym wyrokiem nie
będziemy się zgadzać – mamy prawo do apelacji. Wnosimy ją do sądu okręgowego i
tam wydane orzeczenie będzie już ostateczne.
Po drugie, ile to kosztuje.
Jeśli sprawę wygramy, to nas ona
nic nie kosztuje, poza krztyną straconego czasu. Wprawdzie nie ma w przepisach
obowiązku osobistego stawiennictwa na rozprawę w postępowaniu wykroczeniowym,
jednak niestety praktyka sądów jest taka, że obwinionego wzywają, pod rygorem,
że „w przypadku niestawiennictwa na kolejny termin rozprawy zostanie doprowadzony za pośrednictwem Policji po
uprzednim zatrzymaniu”. Brzmi tak groźnie, że raczej każdy porządny obywatel
zwalnia się z pracy i przychodzi. Warto przy tym wiedzieć, że pracownik nie
wykorzystuje tu swego urlopu – pracodawca jest obowiązany zwolnić pracownika od
pracy na czas niezbędny do stawienia się w sądzie i albo mu za ten dzień
normalnie płaci, albo wystawia zaświadczenie określające wysokość utraconego
wynagrodzenia i wówczas od sądu możemy domagać się rekompensaty utraconych
zarobków.
A jak przegramy?
Zgodnie z rozporządzeniem
Ministra Sprawiedliwości z dnia 10 października 2001 r. w sprawie
zryczałtowanych wydatków postępowania oraz wysokości opłaty za wniesienie
wniosku o wznowienie postępowania w sprawach o wykroczenia, przed sądem pierwszej
instancji za postępowanie zwyczajne zapłacimy 100 zł, w drugiej instancji
dodatkowo 50 zł. Dodatkowo będziemy zobligowani do zapłaty,
na podstawie ustawy z dnia 23 czerwca 1973 r. o opłatach w sprawach karnych –
10% wysokości grzywny, nie mniej niż 30 zł.
W przypadku, gdy w sprawie
zajdzie konieczność powołania biegłego (np. przy wykroczeniach
komunikacyjnych) i następnie sprawę przegramy, będziemy obciążeni również kosztami
wykonanej w toku sprawy ekspertyzy. Praktyka wskazuje, że w przypadku „standardowych”
opinii w sprawach związanych z wykroczeniami w ruchu drogowym, jest to rząd
kilkuset złotych.
Po trzecie, czy to warto.
Na to pytanie musimy odpowiedzieć
sobie sami. Czasem lepiej odpuścić, kosztem niesłusznie nawet zapłaconych 200
zł, zyskujemy tzw. święty spokój. Są jednak przypadki, kiedy po prostu wiemy, że
dzieje się niesprawiedliwość, że niesłusznie (w jakim celu?) ktoś chce nas
przymusić do zgody na bezprawie. W takim przypadku nasz sprzeciw zyskuje wymiar
nie tylko indywidulany, ale również społeczny. Uczymy się (i innych), że prawo
wymaga szacunku od wszystkich.
Brak komentarzy:
Bardzo dziękuję za Twój komentarz :-)